„Żadna wielka miłość nie umiera do końca.”
Brak
jakiegokolwiek strachu. To zwyczajne, dobrze znana mi czynność. Kilka razy
wybiegam myślami do przodu. Co by było gdyby znowu zeszła się z Kraftem. Wiem
to beznadziejne. Nic mi nigdy w życiu nie wychodziło, jestem życiową pokraką i
niedorajdą w jednym. Taka już byłam. Od dziecka. Kiedy po raz pierwszy Stefan
przyprowadził mnie do kadry, dopiero wtedy odnalazłam radość życia, do momentu,
kiedy postanowił mnie zostawić. Na dobre. Jeszcze te słowa „Przepraszam za to
co zrobiłem, ja nadal Cię kocham nie potrafię żyć bez Ciebie”, one w tym
momencie nie mają najmniejszego sensu. Nie dla mnie. Takich rzeczy się nie
robi. Ja zawsze marzyłam o prawdziwej miłości. Spotkać tego jedynego, wziąć z
nim ślub, mieć gromadkę maluchów i żyć długo i szczęśliwie. Najwidoczniej tak
wizja na mnie nie działa. Nie teraz. Chyba los dał mi do zrozumienia, że
jeszcze nie jestem gotowa na prawdziwy związek. Ja i Kraft to już historia.
Jego błagania mnie już nie ruszają i nie poruszą w najbliższej przyszłości.
Jestem tego w 100 % pewna.
Od spotkania
z Kraftem minęło prę dni. Cały czas odwiedzał Michi, ale także Manuel nie
zostawił mnie samej z tym wszystkim. Cały czas miałam w nich oparcie. Fajnie
mieć takich opiekuńczych przyjaciół. Od czasu szkoły średniej takich nie
miałam, później trafiłam tutaj i samo jakoś tak wyszło. Odwiedzali mnie na
zmianę. Nie było dnia ani godziny żebym nie siedziałam sama. Kilka razy jednak
na ekranie mojego telefonu widniały nieodebrane połączenia od Krafta. Nawet nie
odważyłam się oddzwonić. To nie w moim stylu.
Był kolejny
ponury dzień. Padał deszcz, a ja jak zwykle nie miałam co robić i leżałam
bezczynnie na sofie uprawiając mój kochany sport, czyli przerzucanie kanałów
telewizyjnych. Po ostatnim spotkaniu z chłopakami moje lenistwo objęło nade mną
ostateczną władzę. Nic mi się nie chciało. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
To listonosz, a zarazem jeden z moich kochanych przyjaciół. Od kiedy mieszkam w
Innsbrucku oprócz chłopaków zaprzyjaźniłam się także z miejscowym listonoszem,
który zarażał mnie swoim przyjemnym uśmiechem.
-Witam
panienkę Polę – powiedział z uśmiechem na ustach – List do Ciebie
-Polecony ?
– zapytałam udając głupią
-Tak –
odparł
Podpisałam z
uprzejmości i pożegnałam się z przyjacielem. Poszłam do salonu i otworzyłam
kopertę i wyjęłam jej zawartość. Na kartkę papieru widniał tekst napisany
starannym charakterem pisma:
Powołanie
Austriacki
Związek Narciarski powołuje Panią
Pole
Magdalenę Collins
Na
stanowisko II trenera reprezentacji Austrii w skokach narciarskich
Z
poważaniem
Leon
Szulc
Po
przeczytanej treści listu po prostu mnie zatkało, ale to nie był jeszcze koniec
niespodzianek. W kopercie znajdowała się jeszcze jedna kartka. Wyjęłam ją. Na
niej znajdowały się nazwiska zawodników, którzy mieli się znaleźć w kadrze na
zawodach w niemieckim Klingenthal. Na niej widniało niestety jego nazwisko
Kraft. Mój mózg przewidział to już dawno. Związek nie odpuścił by mu tego
sezonu, przecież poprzedni okazał się dla niego zwycięski. Nie miał innego
wyjścia. Musiałam jechać do Niemiec na konkurs rozpoczynający PŚ. Inaczej
chłopcy by mi tego nie wybaczyli. Tak była między nami umowa.
Chociaż
wiem, że zrozumieliby moją decyzję, bo nikt mnie tak nie wspierał tak jak oni.
Byli dla mnie jak bracia i nie zamierzam z nich rezygnować w najbliższym
czasie. Taka już po prostu jestem i się nie zmienię.
Chłopcy
jeszcze tego samego dnia mieli poznać moją decyzję czy poprowadzę ich przez
najbliższy Puchar Świata wraz z Kuttinem. Zaprosiłam ich wszystkich do siebie.
Oczywiście zaprosiłam także Krafta żeby nie czuł się urażony. Usiedli wszyscy w
salonie, po czym ja zaczęłam mówić.
- Mam dla
was bardzo przyjemną wiadomość. Podjęłam propozycję Związku i zostanę waszym
drugim trenerem. Nie chcę was zostawiać, bardzo się z wami zżyłam
Chłopacy
bardzo się ucieszyli, ale nie Kraft. Przez całe nasze spotkanie siedział
naburmuszony i patrzył w okno. Udawał, że był nie obecny. Wiem, że jest to dla nie
cios przebywać na każdym konkursie z swoją byłą, ale cóż. Nie miał już wpływu
na moje decyzje. Przyjaźniłam się z chłopakami, nie mogłam im tego zrobić.
Nawet jeżeli miałabym zrezygnować ze względu na niego. Nie potrafię, nie teraz
nie czuję się na silach i nie jestem na to gotowa.
Spędziłam z
chłopakami bardzo przyjemny wieczór. Kraft po godzinie wyszedł. Najwidoczniej
nie miał już ochoty na mnie patrzeć, po tym co powiedział, a wiedział, że
decyzji nie odwołam. Chłopcy byli zaskoczeni jego postawą. Ja tylko opuściłam
swój wzrok.
-Widocznie
Kraft nie ucieszył się z Twojej decyzji – powiedział Kofi
-Dziwisz mu
się. Od kiedy zerwał ze mną nie chce mnie widzieć – powiedziałam wchodząc do
kuchni wraz z butelką Pepsi.
-Co ty mi
takiego zrobiłaś, że Cię zostawił?? – zapytał
-Nic.
Tamtego dnia wróciłam z zakupów, zobaczyłam kartkę na stole z tekstem.
Przeczytałam. Tam było wyraźnie napisane, że z nami koniec i to definitywny
koniec.
-Przepraszam,
że dopytuję, ale tylko ja o tym nie wiedziałem. – usprawiedliwił się
-Nic się nie
dzieję. Miałeś prawo nie wiedzieć.
Chłopacy
siedzieli jeszcze dobre dwie godziny. Potem musieli się już zbierać. Czekał ich
trudny dzień, zresztą mnie też. Przecież jestem ich trenerem
****
Przepraszam, że rozdział jest taki a nie
inny. Po prostu mi się coś ostatnio nie kleją te rozdziały. Moim zdaniem jest beznadziejny. Do zobaczenia za tydzień
Czytasz=komentujesz=motywujesz